Tak się jakoś złożyło że ostatnio wybiegam głównie wieczorami a raczej nocą. Na zewnątrz już zupełnie ciemno, twarz owiewa delikatny chłód. Jest cudownie.
Jak dla mnie wręcz idealnie. Na ręce migająca opaska odblaskowa i do przodu. Uwielbiam nocne bieganie, najlepsze jak dla mnie są trasy bez lamp mogę wówczas patrzyć w niebo na gwiazdy i chłonąć noc. Uczucie cudowne, endorfiny na najwyższym poziomie.
Jedynym mankamentem dla mnie w nocnym bieganiu paradoksalnie jest dla mnie mój wał. Jest tam sporo krzaków i boję się ze w pewnym momencie jakiś pijaczek wlezie mi na ścieżkę. Wiem mogłabym biegać z psem ale później wbiegam na ruchliwą wojewódzką gdzie tiry jadą czasem bardzo blisko mnie i obawiam się że musiałabym z psiakiem ciągle przystawać i wchodzić praktycznie do rowu.
Szkoda że w dzisiejszych czasach nie można czuć się bezpiecznie wychodząc na ulice. Jednak mimo strachu wybiegam aby poczuć tą radość, tą przyjemność z biegania. Polecam wszystkim.
W mojej głowie, gdzieś na dnie kołacze się nieosiągalny dla mnie obecnie cel 10 km ciągłego biegu. Bardzo bym chciała przebiec taki dystans. Nie poddaję się jednak i pomału prę do przodu i choć głowa mówi: "ja już chcę więcej, dalej", staram się słuchać moich nóg które po dwóch km dzwonią do głowy mówiąc: "zawracaj już bo jutro pożałujesz". ;) :)
Przyjdzie taki dzień kiedy ogłoszę światu: Przebiegłam 10 km.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz